To, w co nigdy nie uwierzyła



Rozdział II 



Roksanę obudziło głośne miauczenie Luny. Głodna kotka wskoczyła na łóżko i zaczęła prosząco ocierać się o jej nogi. Przez nie do końca opuszczone rolety przebijały się jasne, złociste promienie czerwcowego słońca. Po wczorajszym deszczu nadszedł piękny, ciepły dzień. 

- Hmm... - Mruknęła zaspana dziewczyna, leniwie się przeciągając. Podniosła nieznacznie głowę nad poduszkę, a jej długie włosy spłynęły kaskadą prosto na twarz. - Która jest godzina? 

Roksana sięgnęła na oślep po telefon. Przymrużyła oczy oślepione blaskiem wyświetlacza. Zegar na ekranie wskazywał jedenastą czterdzieści. 

- O Jezu... - Jęknęła, szybko się podnosząc. Późna pora otrzeźwiła ją jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niezdarnie zsunęła się z łóżka i poszła do łazienki. Kot pobiegł za nią. 

- Już już, zaraz... - Rzuciła do wyczekująco spoglądającej na nią Luny i zaczęła myć twarz wodą. Związała blond włosy w niechlujny kucyk. - Chodź, dam Ci jeść. 

Nałożyła kocią karmę do czarnej, jak jej właścicielka, miski i skierowała się do kuchni. Ona również była bardzo głodna. 

Tę noc spędziła w sypialni rodziców. Właśnie w tym miejscu czuła się zawsze najbezpieczniej.

Długo biła się z myślami i nie mogła zasnąć. Bała się. Przewracała się z boku na bok mając ciągle przed oczami widok uciekającej postaci. Poszła spać dopiero nad ranem.

Wstawiła wodę na herbatę i zaczęła przygotowywać śniadanie. Gdy tosty z serem piekły się w opiekaczu, a po mieszkaniu rozniósł się przyjemny zapach pszennego pieczywa, Roksana poszła na górę. Przebrała się w ulubione, szare dresy i czarną koszulkę z krótkim rękawem. Gdy miała już schodzić, jej uwagę przyciągnęło okno, z którego poprzedniego dnia widziała tajemniczego włamywacza. Poczuła ucisk w żołądku. 

Powoli zbliżyła się do szyby i niepewnie wyjrzała na zewnątrz. Był piękny, bezchmurny dzień. Rozejrzała się po podwórku i głośno wypuściła powietrze z płuc. Nagle ujrzała kogoś idącego wolno poboczem. 

- Ania... - Szepnęła tępo wbijając spojrzenie w dziewczynę. Przed nią na długiej smyczy szedł brązowy labrador. Najwyraźniej wyszli na spacer.

Wspomnienia wczorajszej nocy wróciły ze zdwojoną siłą. Roksanie zrobiło się niedobrze. Odwróciła się i zbiegła na dół. 

Nałożyła na talerz złociste, pachnące tosty i zrobiła sobie ulubioną herbatę. Wszystko zaniosła do salonu i włączyła telewizor. Zwiększyła dźwięk, jakby chcąc zagłuszyć swoje myśli. 

W jednej chwili odechciało się jej jeść. W głowie znów widziała kłótnię sąsiadów, płaczącą Ankę i wściekłego Michała. Nie wiedziała co robić. Na dodatek ta przeklęta postać uciekająca przez podwórko... 

Wczoraj w nocy obudziła rodziców telefonem. 

- Halo? - Usłyszała zaspany, kobiecy głos. - Roksana...? 

- Boję się... Ktoś tu był... Nie wiem... - Jąkała się nerwowo. Nie wytrzymała natłoku emocji i wybuchnęła płaczem. 

- Co? - Mama od razu się rozbudziła. - Dziecko, uspokój się. Co się dzieje? 

- Nie wiem! - Krzyknęła Roksana, pospiesznie zbiegając po schodach. - Stałam przy oknie, widziałam jak ktoś ucieka z podwórka... 

- Co Ty mówisz?! 

- O co chodzi? - Usłyszała w tle zaniepokojonego ojca. Dziewczyna weszła do pokoju rodziców i zamknęła za sobą drzwi, jakby próbując się schować. 

- Ktoś tutaj był - Łkała dziewczyna. - Boję się, mamo... 

- Kochanie, spokojnie... Może Ci się wydawało? 

Potrząsnęła głową. Odegnała myśli o nocnej rozmowie z rodzicami i jeszcze bardziej podgłośniła telewizję. Próbowała skupić się na programie i nie myśleć o tym, co niedawno się wydarzyło. Postanowiła napisać do przyjaciółki. 

Hej! Co słychać? 

Napiła się herbaty. Głód o sobie przypomniał głośnym burczeniem brzucha, więc postanowiła jednak coś zjeść. Po kilku minutach nadeszła odpowiedź od Magdy. 

Cześć kochana, właśnie sprzątam w pokoju. A co u Ciebie? 

Znały się właściwie od zawsze. Ich domy dzieliły zaledwie dwie ulice. Chodziły razem do przedszkola, do jednej klasy w podstawówce, a później w gimnazjum. Były właściwie nierozłączne. 

Siedzę i się nudzę. Może miałabyś ochotę do mnie wpaść? 

Roksana wyniosła naczynia do kuchni i włożyła je do zmywarki. Poszła umyć zęby. W międzyczasie rozejrzała się po mieszkaniu w poszukiwaniu Luny. Okazało się, że śpi zwinięta w kłębek na łóżku rodziców. 

- Zazdroszczę kotom - Mruknęła pod nosem i wróciła do salonu. Migająca dioda na komórce informowała o nowej wiadomości. 

Jasne! Będę o czternastej, może być? 

Uśmiechnęła się i zadowolona odpisała, że się zgadza. Ucieszyła się, że nie będzie musiała dłużej być sama. Odłożyła telefon i wróciła do oglądania telewizji. Była trochę spokojniejsza. 

Przed umówioną godziną poszła do kuchni przygotować się na wizytę Magdy. Nalała do dzbanka soku pomarańczowego i wyłożyła na talerz czekoladowe ciasteczka. Gdy stawiała wszystko na stole, usłyszała dzwonek telefonu. 

- Mamo? - Rzuciła, siadając na kanapie. - Co słychać, wracacie już? 

- Roksana... Mamy problem. - Usłyszała po drugiej stronie zaniepokojony głos. - Zepsuł się nam samochód. 

- Co? Chyba żartujesz! 

- Niestety... Przejechaliśmy dziesięć kilometrów i... Nie wiemy jeszcze co się stało, ale nie uda nam się na razie wrócić. - Tłumaczyła zdenerwowana kobieta.- Dziecko, jesteś tam..? 

- Tak... Ja... Daj mi znać, gdy będziecie już coś wiedzieć. - Westchnęła dziewczyna. Była załamana. 

- Wiem, że się boisz... My też się bardzo martwimy. Może zadzwonię do ciotki i przenocujesz u niej?  Nie możesz siedzieć tak sama... - Zapytała zmartwiona mama. 

- Nie... Dam sobie radę. Zaraz będzie u mnie Magda. Muszę kończyć. 

- To może ona Cię przygarnie? 

- Zobaczymy, mamo. Pa. 

Rzuciła komórkę na stół i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Miała nadzieję, że rodzicom uda się wrócić dzisiaj w nocy i nie będzie musiała już dłużej się zamartwiać i stresować. Los jednak był dla niej złośliwy. 

Z zamyślenia wyrwało ją energiczne pukanie do drzwi. Roksana szybko poszła je otworzyć. Na progu stała szczupła, niska brunetka. Widok tak dobrze znanych iskierek w wesołych, zielonych oczach od razu poprawił jej humor. 

- No witam, kochana! - Dziewczyna pocałowała ją w policzek i weszła do środka. - Wydaję mi się czy jesteś smutna? Coś się stało?

- Zaraz Ci wszystko opowiem... - Westchnęła blondynka. - Kawy, herbaty? 

- Kawy, dzięki. Mam dla nas coś dobrego! - Uśmiechnęła się szeroko Magda, wyciągając z torby biały pakunek. - Mama upiekła dzisiaj sernik, ukradłam dla nas kawałek. 

Roksana mimowolnie się zaśmiała i poszła do kuchni wstawić wodę. Nikt nie potrafił tak szybko wywołać u niej uśmiechu. Przyjaciółka poszła usiąść na salonie. 

- W takim razie opowiadaj! - Zawołała Magda. - Zaczynam się martwić. Od razu widać po Tobie, że jest o czym rozmawiać. Jesteś jakaś inna.

- Tak, muszę Ci o czymś powiedzieć... - Zaczęła blondynka, przynosząc pachnące cappuccino i dwa białe talerzyki. - Ale powoli. Pójdę po nóż, spróbujemy tych pyszności, które przyniosłaś. 

Dziewczyny podzieliły sernik i rozsiadły się wygodnie na kanapie. Roksana opowiedziała Magdzie o sytuacji w domu Strumińskich. 

- Nie gadaj! - Zawołała zdumiona Magda. - Boże, nie mogę w to uwierzyć... 

- Ja też... Do tej pory mam to przed oczami. Nie wiem co z tym zrobić... 

- Ciężka sytuacja! - Brunetka pociągnęła łyk kawy. - Nie wiem co Ci doradzić.

- A to jeszcze nie wszystko... 

- Nie wszystko? - Magda odstawiła kubek na stół. - No to opowiadaj! Co się jeszcze wydarzyło? 

- Jak stałam przy oknie, to widziałam jak ktoś ucieka z podwórka... 

- Ich podwórka?

- Naszego...

Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i przełknęła nerwowo ślinę. Chwilę patrzyły na siebie w milczeniu. 

- Chcesz mi powiedzieć, że ktoś chciał się do Was włamać? - Zaczęła niepewnie Magda.

- Nie... Nie wiem... Znaczy najpierw usłyszałam dziwny hałas... 

- Hałas? 

- Tak... Najpierw pomyślałam o Strumińskich, ale u nich było już ciemno. Z resztą, to nie był hałas dobiegający z ich domu. 

- A skąd? 

- Jakby... z dachu? - Zawahała się Roksana. - Tak mi się wydawało. Podeszłam do okna i zobaczyłam, że ktoś biegnie i przeskakuje przez furtkę. 

Magda była w szoku. Nie wiedziała co powiedzieć. Wbiła tępo wzrok w swoją najlepszą przyjaciółkę. 

- Myślisz, że oni mają coś z tym wspólnego?

- Strumińscy? Nie wiem... Chyba nie. - Pokręciła głową blondynka.

- Zbieg okoliczności?

Roksana kiwnęła wolno głową. Znowu zapadła cisza.

- Może Cię zauważyli?

- Nie, nie sądzę. Byli za bardzo zajęci sobą. Nawet przez chwilę nie spojrzeli w okno. Poza tym byłam schowana za zasłoną. Nie było mnie widać.

- Może to był ten Michał - Głośno myślała brunetka. 

- Skąd ten pomysł? 

- To mi się najbardziej klei w całość.

- No nie wiem - Roksana wstała i podeszła do okna. Na jej twarz padło przyjemne ciepło letniego słońca. - Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.

- Rozmawiałaś z rodzicami? 

- Tak. 

- Kiedy wracają? 

Blondynka spuściła smutno oczy. Wypuściła powietrze z ust i odwróciła się w stronę Magdy. 

- Może napijemy się wina? - Nagle zmieniła temat i podeszła do komody. Otworzyła barek. - Czerwone słodkie? 

- Tak, może być. - Przytaknęła brunetka. Były dla siebie jak siostry, rozumiały się bez słów. Wiedziała doskonale, że Roksana musi jeszcze poczekać na powrót rodziców. - Chcesz dzisiaj spać u mnie? 

Przyjaciółka uśmiechnęła się i postawiła ciemną, elegancką butelkę na stole przed Magdą. Poszła do kuchni po kieliszki. 

- Jesteś kochana - Zawołała zza ściany. - Jeśli to nie problem... Rodzicom zepsuł się samochód. Nie wiadomo kiedy wrócą. Wolałabym nie być tutaj sama. 

Blondynka wróciła z dwoma, połyskującymi lampkami. Złapała za ciastko i usiadła z powrotem obok swojej towarzyszki. 

- Nie wygłupiaj się. - Powiedziała ciepło Magda, kładąc jej rękę na ramieniu. - Dlaczego nie zadzwoniłaś wczoraj do mnie?

- Było późno...

- No i co?- Przerwała jej przyjaciółka. - Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Obudziłabym tatę i przyjechalibyśmy po Ciebie.

- Ale...

- Nie ma żadnego "ale", przyjechalibyśmy, rozejrzeli się. Może byśmy coś zauważyli. A już na pewno nie siedziałabyś tutaj sama, spałabyś u nas. 

Roksana uśmiechnęła się lekko. Zrobiło się jej ciepło na sercu, że ktoś się o nią martwi. 

- Dziękuję... Jesteś najlepsza - Przyjaciółki objęły się mocno.

- Dobra, koniec tych czułości. - Zachichotała Magda. - A może teraz pójdziemy się rozejrzeć na zewnątrz czy coś  nie zginęło? Macie coś cennego na podwórku, w garażu? 

- Na pewno coś by się znalazło, ale ten ktoś nie wyglądał jakby coś niósł... - Z rezygnacją pokręciła głową Roksana. 

- Nie zaszkodzi sprawdzić.

- W sumie masz rację.

- Ja zawsze mam rację - Zaśmiała się brunetka. - Chodźmy na obchód! A potem spakujemy winko, ciastka, piżamę i idziemy do mnie.

- Ale Luna...

- Zagoń ją do transportera i bierzemy ją ze sobą - Uśmiechnęła się Magda.

- Naprawdę nie chcę robić kłopotu...

- Przestań! Przecież lubię Lunę, a Twoją obecność też jakoś wytrzymam. No nie patrz się tak, wiesz, że żartuję! Pospieszmy się, to może zdążymy pójść do mnie zanim zniknie sernik!

Komentarze

Popularne posty